Na pierwszy ogień poszło "Jakbyś kamień jadła", opisujący dramat bałkańskich konfliktów po rozpadzie Jugosławii. Tochman towarzyszy tam dr Ewie Klonowski, która ekshumuje masowe groby, składa jak puzzle szkielety, pierze ubrania i wychodzi z siebie, by zidentyfikować choć jeszcze jedną ofiarę, tak by pogrążona w żałobie rodzina, mogła wreszcie pożegnać ukochaną osobę. Reporter towarzyszy również kobietom -osieroconym matkom, wdowom, siostrom, które już nigdy nie prześpią nocy bez koszmarów, bez zgrzytania zębami tak jakby kamień jadły.
Zdawało mi się, że relacja z postwojennej Bośni i Hercegowiny jest skrajnie przytłaczająca, pesymistyczna i makabryczna, ale potem sięgnęłam po "Dzisiaj narysujemy śmierć" i stwierdziłam, że opisy masowych grobów to nic takiego w porównaniu ze wspomnieniami ofiar ludobójstwa w Rwandzie. Tochman zabiera nas do świata Tutsi i Hutu, kreśli tło polityczne i burzy obraz tragedii z roku 1994 jako walk plemiennych, gdy dziki walczył z dzikim o lepsze tereny łowieckie. Widzimy za to Rwandę jako kraj rozwijający się, dążący do stabilizacji i pokoju, w którym nagle ktoś krzyknął "my jesteśmy Hutu, wy jesteście Tutsi". I choć wszyscy wiedzieli jaki ich rodowód, nagle tak jak w Raju, otworzyły się im oczy i ujrzeli między sobą różnice. A potem przyszła zawiść, dyskryminacja, rasizm, a wreszcie ludobójstwo. I gdy w "Jakbyś kamień jadła" Tochman oszczędza nam szczegółów, pisze tylko o masowych grobach, kulach w tył głowy, to już w "Dzisiaj narysujemy śmierć" jest skrupulatny jak koroner. Opisy nieludzkiego okrucieństwa wobec dzieci, starców, kobiet. Szczegółowe sprawozdania z masowych gwałtów, okaleczeń, nienawiści, która prowadzi do szaleństwa. Nie da się tego czytać ze spokojem. Zwłaszcza, że Tochman nie ogranicza się do relacji z samych tylko 100 dni ludobójstwa, ale na zimno wyjaśnia: teraz kat mieszka obok ofiary. Teraz morderca męża, dzieci, gwałciciel wychodzi rano przed dom i zagaduje swoją ofiarę-sąsiadkę "jak się masz?". Nieliczni trafiają pod sąd, bo Tutsi nadal boją się mówić o tym co ich spotkało. No bo jak tu mówić, skoro mieszka się drzwi w drzwi z katem?
Tochmana zaleca się czytać w wersji papierowej, w miękkiej okładce i na pusty żołądek. W wersji papierowej, bo może zdarzyć się, że będziemy książką rzucać z wściekłości, odrzucać ją od siebie z obrzydzenia, tulić do piersi ze wzruszenia, zalewać łzami, kopać, gryźć, targać, topić... Na pusty żołądek, bo Tochman, choć oszczędza słowa, to jednak nie skąpi sugestywnych opisów. Zaleca się również przed lekturą wyzbyć wszystkich swoich uprzedzeń, płytkich poglądów, nietolerancji, zawziętości, przekonania o tym, że moja racja jest jedyną słuszną i że jest najmojsza. Bo Tochman to zmieni. Wywróci wszystko do góry nogami. Przedstawi sytuację i raz stanie po stronie ofiar, potem po stronie katów, sugerując, że może jednak to oni są ofiarami, a ofiary katami, by na sam koniec stwierdzić, że cholera wie jak było naprawdę. Tochman obnaża, przede wszystkim, "sąsiadów" czyli ludzi małych, zawistnych, uprzedzonych, niesprawiedliwych, obojętnych. W tych reportażach, sąsiedzi to najczęściej ci, którzy nie reagują na krzyki zza ściany, ale piszą donosy pełne wyssanych z palca rewelacji. Ludzi, którzy jak trzy mądre małpy zatykają uszy, zakrywają oczy i nabierają wody w usta, gdy przychodzi do ustalenia Prawdy. Bo to Prawdy, pisanej wielką literą, szuka reporter. Bada przyczyny, próbuje odtworzyć przebieg zdarzeń, obserwuje reakcje. Słucha i pyta wszystkich, którzy są w sprawę zaangażowani, niezależnie od tego, po której stronie barykady stoją. Zazwyczaj jest obiektywny, choć mam wrażenie, że staje się nieufny wobec tych, którzy nie chcą opowiadać. Są to już opisani wyżej sąsiedzi, czyli prosty, zazwyczaj wiejski lub małomiasteczkowy ludek, jest to Kościół, są to urzędnicy i organy ścigania. Czy sprawiedliwie czy niesprawiedliwie obchodzi się Tochman z tymi, którzy uparcie milczą, albo zasłaniają się gładkimi słówkami, nie nam oceniać. Trzeba jednak przyznać, że reporter konsekwentnie i wiernie stoi po stronie jednostki. Stara się zrozumieć ból ofiar, próbuje dotrzeć do winnych i wysłuchać z należytą uwagą ich wersji wydarzeń. Taki styl dostrzegam w przeczytanych do tej pory "Jakbyś kamień jadła", "Dzisiaj narysujemy
śmierć" i "Bóg zapłać".
A w samym "Bóg zapłać", bardzo wyraźnie widzimy już, że Tochman nie ocenia nie tylko ludzi, ale również i Boga. Miałby pewnie chętkę, w każdym opisanym w zbiorze przypadku, przepytać Boga -gdzie wtedy był? co robił? o czym myślał? jak zareagował? A skoro nie może Boga odpytać, traktuje go nieco nieufnie, nawet oskarżycielsko. Ale broni się przed zaślepieniem. Opisuje ludzi, którym wiara dodaje sił, pozwala wybaczyć, pozwala zrozumieć.
Tochman burzy czytelnikowi obraz świata, w którym słońce zawsze świeci, grzeszki ludzi są małe i nieszkodliwe, a tragedie zdarzają się gdzieś tam daleko. Tochman rozumie i szanuje to, że tragedia i ból, i cierpienie, i radość, i smutek, i dobro, i zło jest w każdym z nas. I na tyle, na ile potrafi, nikogo z nas nie ocenia.
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam, wszystkim, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej, którzy chcą poznać prawdę o świecie, choćby była nawet najgorsza. Ja będę jeszcze szperać i szukać innych tekstów Tochmana. Kilka książek przede mną, a w skrytości ducha liczę na to, że kiedyś przeczytam relację tego reportera z zamachów paryskich i brukselskich, że kiedyś poznam relacje różnych stron z tego co dzieje się dzisiaj wokół nas. Bo wiem, że racja zawsze leży po środku, a wina ukryta jest dużo głębiej niż możemy przypuszczać.