czwartek, 7 stycznia 2016

Heathcliff, Shawshank i Grochola

Wiele czasu zajęło mi napisanie tej opinii. Zaczęłam przed Świętami, a publikuję teraz. Dlaczego? Tyle bym Wam chciała powiedzieć o tej książce, przeanalizować każdą scenę, poprzeć moje narzekania argumentami, zobrazować porównaniami, przekazać moje odczucia za pomocą metafor. Nie da się napisać wszystkiego, a i to co napisałam, to o wiele za dużo jak na standardy blogowe. Mam jednak nadzieję, że wytrwacie do końca i przeczytacie aż do ostatniej kropki :)

Tymi trzema słowami można opisać całą książkę, którą chcę Wam dziś przedstawić, a którą połknęłam w czasie BookAThonu. Połknęłam, bo rzeczywiście był to jeden haust.
Ladies&Gentlemen, oto ona, a raczej ON... "Zabójca" Marii Nurowskiej.


Zacznijmy od pewnego założenia, które pozwoli Wam zorientować się z jakiego poziomu startuję, opisując tę powieść: Nurowska to nie jest Alice Munro. W moim prywatnym rankingu stoi tylko o jedno miejsce wyżej niż wszystkie te autorki, które piszą o wsi, górach, pojezierzach i skrzywdzonych/rozczarowanych życiem kobietach, które na łonie natury szukają duchowej odnowy. Dlatego jeśli ktoś, po przeczytaniu mojej opinii, zdecyduje się po nią sięgnąć, niech nie będzie rozczarowany, że nie jest to Tołstoj. Skoro mamy już dookreślony poziom twórczości tej autorki, czas na moją jakże subiektywną ocenę samej książki. Jest słaba. 

Jest to trzeci tytuł Nurowskiej jaki przeczytałam -poprzednie to "Listy miłości" i "Wiek samotności", i w nich właśnie można było docenić pomysł, sposób prowadzenia fabuły, kreację postaci. Nie było to mistrzostwo, ale czytało się przyjemnie -pomysły były po prostu dopracowane. Stylu nie ocenię, bo dziecięciem jeszcze byłam gimnazjalnym, gdy je czytałam, więc po prostu nie pamiętam. Musiał być co najmniej poprawny, bo nie pamiętam żadnych zgrzytów (a akurat beznadziejny styl niektórych autorów potrafi wryć się w pamięć).

"Zabójcę" poleciła mi moja siostra. Polecała kilka razy nawet, więc kiedy na szybko usiłowałam coś dopasować do bookathonowego wyzwania, wybór padł właśnie na tę pozycję. Największą zaletą tej książki była wartka fabuła. Historia opisana z punktu widzenia młodej dziennikarki, upierającej się, że zawód który wykonuje jest jej powołaniem, została starannie ociosana z niepotrzebnych, a jakże czasem nudnych, wywodów, pseudofilozoficznych rozważań, nadmiernie rozbudowanych opisów uczuć i rozterek. Jasne, uczucia są opisane. Mam wrażenie, że taki był cel autorki: przedstawienie sensacyjnej historii i uczuć, które towarzyszą tragedii, zmaganiu się z trudną przeszłością, oraz... jakżeby inaczej, MIŁOŚCI.



Nasza główna bohaterka, Joanna wyrusza do Zakopanego, by zebrać materiały do kolejnego reportażu, gdy nagle w pociągu jej uwagę  przyciąga młody mężczyzna, przystojny (oczywiście), a do tego ekstremalnie tajemniczy. Dziennikarski nerw nakazuje dziewczynie śledzić nieznajomego, przez lasy, góry i doliny, by wreszcie trafić za nim do jego samotni. Intrygujące, prawda? Jakaż dzielna, zaradna, inteligentna, przebojowa, a do tego chytra niewiasta. Otóż, nie. Nie znoszę książek, które usiłują naśladować rzeczywistość, a naprawdę zawierają tak idiotycznie nierealne sceny. Może i mogłaby się zdarzyć taka sytuacja, ale świadczyłaby o bezdennej głupocie bohaterki. Rozumiem, że dziennikarz wchodzi nieraz do paszczy lwa, tropi sensacyjne tematy narażając życie, zdrowie, dobre imię i co tam jeszcze posiada. Tutaj panna Padlewska zdradziła niestety, że jest idiotką. Bo niby wyczuła swym szóstym zmysłem, że mężczyzna skrywa tajemnicę, która nadaje się na artykuł? Wcale nie, proszę Państwa. Gdybym była surowym krytykiem, stwierdziłabym, że niczym igła kompasu, drogę wskazywał jej popęd płciowy, ale wolę pozostać przy tezie, że nasza dziennikarka była po prostu wścibską babą.

Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć jak to wszystko się skończyło? Zaskoczenia nie było przy końcówce, choć autorka przeprowadziła nas jeszcze przez męczącą i jałową pustynię dylematów bohaterów, odejść i powrotów, życiowych decyzji, zanim dotarła do sceny finałowej, która, nad czym ubolewam, nie odbyła się w stylu bolywoodzkim. A szkoda, bo wtedy może cała książka nabrałaby nieco baśniowego klimatu.

Zatem, podsumowując: główna bohaterka zupełnie nieprzekonującą i nieco irytująca, fabuła miałaby potencjał, gdyby została może inaczej poprowadzona i dopracowana, krajobrazy ładne, choć jestem pewna, że gdyby pani Nurowska się postarała, mogłaby opisy Tatr odpicować tak, że szczęki by nam poopadały (w głowie mam cudowne sceny z filmu "Prowokator", ale to zupełnie inny poziom). Na plus można ocenić głównego bohatera męskiego, który dosyć trzeźwo podchodzi do całego tematu -chce się odciąć od bolesnej przeszłości i zacząć nowe życie, a nie płakać nad rozlanym mlekiem. Nie jest wcale Heathcliffem, tylko zwykłym facetem jakiego Ty i ja możemy spotkać na ulicy. Jednak przez to, że jest tak zwyczajny, nie pasuje do atmosfery, którą za wszelką cenę autorka chce wprowadzić poprzez histeryczne posunięcia Padlewskiej. Cóż za niedobrana para! On, zwykły facet, twardo stąpający po ziemi, ona, egzaltowana młódka, której się zdaje, że jest bohaterką romansu.
Pani Mario, proszę się zdecydować w końcu czy to ma być studium psychologiczne, czy harlequin.

Ta książka była dla mnie rozczarowaniem. Siostra opisała mi fabułę tak, że aż ciekła ślinka, ale już czytanie powieści było jak słuchanie żartów pana Strasburgera. Suche, proszę Państwa, suche!
Wiem, że pani Nurowska potrafi ładnie pisać, więc nie zniechęca mnie to do jej książek (w planach mam "Wariatkę z Komańczy"), ale tutaj miałam bardzo silne wrażenie, że po prostu zabrakło entuzjazmu ze strony autora co przełożyło się na brak entuzjazmu czytelnika.

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za tę recenzję. Ja sama, chociaż jestem młoda i głupia, czytałam już dwie książki pani Nurowskiej i bardzo mi się spodobały. Nie będę jednak sięgać po "Zabójcę", by nie psuć sobie dobrego wrażenia.
    To, co Pani napisała, trochę kojarzy mi się "Black ice" Becci Fitzpatrick - też miał byc thiller, a wyszło mdłe romansidło.

    OdpowiedzUsuń
  2. A miałam jakieś większe oczekiwania co do tej książki. Myślałam, że będzie to na prawdę coś fajnego no ale widocznie wyszło inaczej. Po twojej recenzji raczej po nią nie sięgnę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Co kto lubi.
    Ja na pewno nie przepadam za konwencjonalnym wyglądem witryny oraz dłuuugimi postami, ale rozumiem, że każdy gustuje w czymś innym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli, że nie warto tracić czasu... :)

    OdpowiedzUsuń