środa, 28 października 2015

Kto bez wiatru po morzu mknie?

Zimny wiatr wieje od morza. Erling stoi na nabrzeżu, przed nim Asta ze łzami w oczach. Jasne włosy jak nitki babiego lata wirują wokół jej twarzy. Mężczyźni po trapie wchodzą na pokład wielkiego jak góra żaglowca. Nawoływania marynarzy, płacz dzieci, cichy szloch żon i milczenie między Erlingiem i Astą. Głos więźnie w gardle. Erling cofa się o krok, Asta w geście rozpaczy chwyta jego dłoń, a w oczach ma błaganie. Wyszarpuje rękę, odwraca się i wbiega na pokład. Asta przyciska do ust koniec szala, a twarz zalewają łzy. Cały statek spowija posępna cisza. Dopiero na pełnym morzu zabrzmi gardłowo pieśń tułaczy jak skowyt żalu wyrwany z piersi setki mężczyzn:

Kto bez wiatru po morzu mknie?
Ko bez wioseł łódź pcha?
Komu z oczu nie płynie łza,
gdy opuszcza braci?

Ja bez wiatru po morzu mknę,
ja bez wioseł łódź pcham,
lecz po twarzy mi płynie łza,

gdy opuszczam braci.  


Piosenka ta do Ameryki przybyła wraz ze szwedzkimi imigrantami i wyraża tęsknotę za domem, rodziną, przyjaciółmi, ukochanym krajem. W ciemne, jesienne wieczory nastraja melancholijnie. Zatrzymaj się. Weź kubek z herbatą, lampkę winą, ciepły koc. Przytul męża/żonę, utul do snu dzieci, pogłaszcz psa/kota/złotą rybkę. Zatrzymaj się. Nic nie jest dane raz na zawsze. Zatrzymaj się. Smakuj chwilę. Pozwól sercu się wzruszyć. Zatrzymaj się. Jutro to wszystko może zniknąć. 

***
Chyba to wina zbliżającego się listopada, ale czuję jak zegar wolniej tyka. Wino, świece, kominek, płomienie, pianino, śmiech i gwar rozmów członków rodziny, jaśniejące w ciemności okna domów, coraz zimniejsze noce, w złoto obleczone parki i lasy, białe gwiazdy na czystym nocnym niebie. Zdecydowanie jestem zwierzęciem jesienno-zimowym. A Wy?

***
Choć miało być o książkach to jednak w tym tygodniu zabrakło czasu, a to dlatego, że wczoraj obroniłam licencjat. Oprócz tego, zdziwił mnie dziś niepomiernie efekt jaki wywołała moja wypowiedź na forum portalu lubimyczytać.pl. Napisałam, że uwielbiam biblioteki, bo chodzenie między półkami i polowanie na ciekawe tytuły nastraja mnie pozytywnie. Okazało się, że taka biblioteka, jaką ja mam przyjemność odwiedzać, jest już reliktem przeszłości i wiele osób mi jej zazdrości, bo w dużych miastach księgozbiór jest tylko i wyłącznie elektroniczny, a do półek dostęp ma jedynie bibliotekarz. Owszem, też korzystam z takiej biblioteki... kiedy muszę. Jeżdżę do większego miasta, na miejscu, uważnie przestudiowawszy uprzednio katalog, podaję bibliotekarce tytuł, a po chwili książka ląduje na kontuarze. Te wizyty napawają mnie smutkiem. Co z tego, że jest tam dziesięć razy więcej tytułów niż w mojej małomiasteczkowej biblioteczce? Tutaj znają mnie już wszystkie bibliotekarki, wchodzę między półki wstrzymując oddech, przerzucam kolejne książki, podczytuję fragmenty, a innym czytelnikom rzucam porozumiewawcze spojrzenia i ciche "dzień dobry" jakbyśmy wszyscy należeli do jakiegoś tajnego zakonu i w danej chwili, między tymi wszystkimi książkami, obcowali z najczystszą magią. Zazdrośćcie mi, a najlepiej, wpadnijcie kiedyś i odwiedźcie mnie i moją bibliotekę. Pokażę Wam nawet miedzianego bibliotekarza, który siedzi na ławce przed budynkiem i strzeże tego zaczarowanego miejsca przed postępującą digitalizacją. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz